— No — a tak, о Bogu, о kraju — możebyś nam też jeszcze coś pouczającego powiedział.
I miał na twarzy złośliwy grymas, jakby chciał wyzywać i drażnić.
— O Bogu mogę powiedzieć, że fuszer, jeśli to on ten świat stworzył. Zresztą, dobry bywa czasem na postrach — ale to coraz mniej działa — i słyszę — że daje dzieci. Ja osobiście słabo mu jestem za to wdzięczny — i żadnych spraw z Nim nie miewam.
Doktór już zaryhotał z uciechy. Mania Zadorska zerwała się z miejsca.
— Et, chodźmy stąd! — oburzyła się.
— Zaraz skończę! — zaśmiał się Tomek — odpowiem tylko co do kraju. Jako położenie, jest szpetny, jako klimat, ohydny — a co do społeczno-politycznej strony — to go tak urządzili ojcowie, że niema co więcej psuć i paskudzić — i ja dopiero oddycham, jak w nim nie jestem. Niech zeń tworzy raj dla siebie i swoich pan Ruchno.
— Dziękuję ci! — rzekł doktór. — Rozprawiliśmy się porządnie o wszystkiem. Zuch z ciebie — załatwiłeś się krótko i węzłowato, a teraz żyj długo i odrabiaj swe zasady.
— Jakto — odrabiaj. Doktór myśli, że się zmienię.
— Ja mówię: odrabiaj — jak lekcye w sztubie. Życie — to sztuba, chłopcze!
Tymczasem całe towarzystwo nieznacznie
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/054
Ta strona została skorygowana.