Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/062

Ta strona została skorygowana.

Tomek, który bratu drużbował i odprowadzał ich na stacyę kolei — gdy pociąg ruszył, ziewnął i pomyślał:
— Straszna rzecz, jak ci ludzie będą się nudzić ze sobą — prawie tyle co ja w Zagajach.
Zresztą on jeden pomyślał w ten sposób, bo rodziny były ze związku zadowolone.
Pan Feliks — do czasu, naturalnie śmierci brata — miał płacić Władkowi dwa tysiące rubli renty — pani Pułaska obiecywała córce po swem »najdłuższem życiu« połowę Żernik, a do tego czasu Władek miał majątkiem rządzić wspólnie z teściową.
Wyprawa panny młodej była wspaniała, wesele huczne z tańcami — okolica się zabawiła, naplotkowano się do syta — i cisza jesieni zaległa dwory.
Tomek »wisiał« w Zagajach — niby zajmując się gospodarstwem. Był zupełnem przeciwieństwem brata. Gdy Władek z regularnością maszyny wstawał o świcie i cały dzień spędzał na gumnie i polu, a wieczorem, senny, asystował przy banalnej rozmowie matki i Terki i wcześnie zasypiał, Tomek zjawiał się na folwarku około południa, ale miał specyalny talent dojrzenia wszelkich niedokładności, nieporządków, braków, wykroczeń administracyi, i ruchliwość, i brak wszelkiej systematyczności w życiu, co doprowadzało do rozpaczy rządcę i jego akolitów. Nikt nie był pewny dnia ani