Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/065

Ta strona została skorygowana.

— Na Rivierze. W Nicei. Ot — wycinek z gazety. I ten dureń Władek nic się nie dowiedział. Mógł być przy śmierci — albo w chorobie dopilnować! Awantura!
— No stało się. Teraz trzeba działać.
— Terka, zawołaj — na Tomka!
Pan Feliks się wyprostował — twarz miał rozpromienioną i zarazem uroczystą — czuł się bardzo wielkim i potężnym.
Tomek zjawił się po chwili, ale minę miał dość obojętną.
— Nareszcie stryj umarł podobno? — rzekł. — A może to bajda. Taki stryj milioner to miewa twarde życie.
— To czytaj. — Pan Feliks podał mu list.
— Mamusiu — to teraz pojedziemy na karnawał do Warszawy! — zawołała radośnie Terka.
Ale pani Feliksowa wyszła była, by się nowiną podzielić z Deniską, która tego wieczora piekła jakieś przedziwne makaroniki.
Tomek przeczytał list i urywek z gazety.
— Teraz niech ojciec ładuje worki na złoto, bierze dokumenty i rewolwer i jazda po miliony.
— Tak, przedewszystkiem muszę zaraz ruszać do Warszawy, do prawnika. Będą ceregiele, koszty, ale nareszcie doczekaliśmy się wyzwolenia.
— Zdaje mi się, że wielka pora, bo właści-