Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/066

Ta strona została skorygowana.

wie mamy na Zagajach mało co więcej, jak tytuł własności.
— No, no — tak źle nie jest. Nie jesteś au courant interesów. Ciekawym — ile też mógł Tomasz zostawić?
— A ojciec pewny, że nam zostawił. A nuż się okaże testament?
— To go obalimy. Jesteśmy jedynymi spadkobiercami. Ho, ho. Nie dam się. Więc jutro rano jadę do Warszawy, ale do Paryża ciebie ze sobą zabiorę. We dwóch bezpieczniej i ty lepiej się po francuzku wygadasz. Władek tymczasem dojrzy gospodarstwa. Parę tysięcy trzeba wziąć na koszta, bo może to się przeciągnąć.
— Ja myślę, że przedewszystkiem trzeba być w Nicei — gdzie umarł. Bo tam przecie są rzeczy, papiery — świadkowie zgonu — ostatniej woli.
— Nie wiem, może! — rzekł pan Feliks — nie rad nikomu przyznać racyi. Poradzę się prawnika. Tymczasem może lepiej nie rozgłaszać.
— Już dwór wie przez mamę i Terkę — jutro wiedzieć będzie cała okolica. Zresztą łażą tu ciągle żydy z rachunkami — ta wiadomość dobrze wpłynie na ojca kredyt.
— Ano, pewnie — poco sekret. No — jesteśmy bogaci! Uf! Można będzie dom na innej stopie postawić!