Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/087

Ta strona została przepisana.

jach« i do współudziału w rządach żadnego nie dopuszczał.
Tomek nie sprawiał mu kłopotu do skończenia gimnazyum w Warszawie — i dopiero gdy wyjechał za granicę, na politechnikę, harmonia została zakłóconą, aż doszło do katastrofy, i internowania panicza w domu. Innej rady pan Feliks nie umiał znaleźć, ani się zastanawiał, czy była dla chłopca stosowną. W ten sposób kupił sobie spokój i ograniczył wydatki.
Teraz, pierwszy raz w życiu pomyślał z niepokojem — czy chłopak nie ma żalu, czy nie chowa w sobie niechęci — i czy nie zechce korzystać ze swego położenia.
Bo ostatecznie — wedle prawa, doktór Tomasz mógł fundusz oddać synowcowi, nie bratu — i co będzie — gdy Tomek to zrozumie i stanie przeciw ojcu!
Pan Feliks poczuł wyrzuty sumienia, że syna rozdrażnił — i że go nie traktował inaczej. Ale — kto mógł przeczuć — taką katastrofę! Należało teraz taktykę zmienić. Więc gdy nazajutrz Tomek się ukazał — ojciec przyjął go dobrotliwym uśmiechem starszego kolegi.
— Jakże poszło? — spytał.
— A poszło! — gwizdnął Tomek. — Dziesiątka skrewiła — Tryźnianka musi się już we mnie kochać. No — trzeba jechać, żyłować niemowę. Stryj — mógł sobie był pozwolić na