Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/102

Ta strona została skorygowana.

— Więc jednakże jest taka rodzina?
— Była przynajmniej, kiedy jest wspominana w kantyczkach. Ale co to ma do twego stryja i mego legatu?
— Bo zapisał dużo Barbarze Tryźniance, która się dotąd nie zgłosiła.
— Zgłosi się — bądź spokojny. Nie było wypadku, żeby obdarowany spadkiem nie upomniał się o swoje.
— A doktór nie wie, z jakich stron była rodzina Tryznów.
— Możesz znaleźć w heraldyce lub spisach szlachty. Macie pewnie Niesieckiego w bibliotece.
— Zapewne.
Tomek umilkł. Miał jakieś niejasne przeczucie, że Sabiński dużo wie, ale zarazem czuł, że w ten sposób nic się nie dowie.
Doktór zapalił nowe cygaro, strasznie podłego gatunku i wyładował z kieszeni całe stosy gazet, ale że w wagonie było już ciemno, więc nie czytał, tylko dymił, jak lokomotywa.
— Nie był doktór w Zagajach? — spytał chłopak po chwili.
— Byłem, bo na moje i swoje nieszczęście, Deniska się oparzyła benzyną — myjąc jakieś koronki, a Terka miała anginę.
— Matka musiała dopiero desperować.
— Bardzo zaaferowana waszą długą nieobecnością.