Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/136

Ta strona została przepisana.

Gwiżdąc, chłopak rzucał do kuferka swą garderobę.
— A gdzież się podziała głuchoniema?
— Odprowadziłem ją na granicę — i poszła do tej baby z Drobiny. Wyobrażam sobie, jak się będą po francusku porozumiewać.
— Cóż ona tam będzie robić?
— Baba ją sobie zamówiła do nauki koronek, a stary był uszczęśliwiony, że się pozbył, widząc, że nic z niej nie wyciągnie.
— Więc opuszczacie zupełnie Zagaje?
— Ster zostaje w ręku Władka.
— Bodajby! Myślałem, żeś sprytniejszy. Ster bierze Pułaska. Ta was wykwituje.
Tomek się zastanowił.
— Ale i doktór nie taki głupi, jak się wydaje — odciął. — Teraz rozumiem wiele rzeczy. No, patrzcie — i to bydlę! Władek, umie intrygować! Oni umyślnie chcą doprowadzić do katastrofy. Pułaska kupi Zagaje na licytacyi. Że też stary tego nie przewąchał.
— Pewnie się porozumieli — mruknął doktór. — A Strażyc postawił licytanta na wasze mahonie i portrety familijne. Uważasz, Władek zostanie przy Zagajach — Terka dostanie od męża meble i pamiątki Gozdawów a ty — zostaniesz ze swymi krawatami.
Tomek poczerwieniał. W tej chwili mniej go dotknęło — że nic mieć nie będziecie, jak to, że sam nie domyślił się całej machinacyi. »Jak-