Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/160

Ta strona została przepisana.

wy kobiety, teatr, zagranicę — to chyba po dziesięciu latach — obrosnę grubo tłuszczem i powagą spokojnego filistra i Barbara Tryźnianka uzna mnie za zacnego obywatela i człowieka.
Malecka słuchała spokojnie, podparłszy brodę pięścią — jak wiejska baba, gdy się mocno namyśla, niemowa ustawiła sobie lampę na rogu stołu i rozłożyła koronczarski warsztat, Zuzia sprzątała statki i słuchała chciwie i z zachwytem słów »królewicza«. Wreszcie Malecka stęknęła i pokręciła głową.
— Pan sobie ze mnie drwi. Przecie jeśli ja kupię Zagaje — to drogo trza się będzie zapożyczyć — biedować, harować! Przyjdzie jaka klęska, parę lat skąpych, to i na chleb nie będzie. Juści łakomię się na tę pana sukcesyę — ale przecie — nikt z rozumem nie kupi takich praw! Pański stryj nie napisał, żeby pan nie był złym czy zbrodniarzem, ale napisał, żeby pan był człowiekiem.
— Więc właściwie co? O co pani chodzi — bo mi się spieszy! Oto jest papier i pióro. Niech pani dyktuje.
— Ano, to chyba tak trza napisać:
Ja, Tomasz Gozdawa, ustępuję na rzecz i dobro wdowy Anny Maleckiej wszelkie moje prawa do spadku po stryju moim, doktorze Tomaszu Gozdawie, ręcząc swojem słowem honoru i uczciwości, że spełnię warunki owego spadku