Wszyscy oni, chociaż życie całe spędzili na wsi — tak mało żyli z naturą — tak byli zajęci nowością otoczenia i warunków, że nie odczuwali ni tęsknoty, ni braku.
Terka tylko czasami płakała po kątach i nudziła się, nie mając do próżniaczenia przestrzeni — skrępowana ulicą. Brakło jej też towarzystwa, gdyż właściwe stosunki miały się zawiązać dopiero po powrocie różnych znajomych i krewnych z wód lub letnisk.
Domem rządziła, jak zwykle, Deniska. Przybyła wraz z częścią mebli i była bardzo rada zmianie. Nie miała wprawdzie swego kąta — sypiała na otomanie w jadalni, ale miała większą powagę u młodszej i kucharki, niż u męskiej służby w Zagajach — żadnego kłopotu ze spiżarnią — a tyle wolnego czasu, że wynalazła sobie posadę lektorki na parę godzin popołudniowych — u jakiejś ociemniałej staruszki.
Pani Feliksowa wspaniałomyślnie pozwoliła jej na ten dodatkowy zarobek, chociaż wskutek tego Deniska mniej mogła uszyć bluzek dla Terki.
Tomek miał pokój z osobnem wejściem, gdzie czasami nocował. Zresztą zjawiał się tylko na obiad, a co robił — o to się nikt nie troszczył, tak każdy był sobą zajęty.
Pani Feliksowa zaproponowała mu raz, żeby z Terką poszedł na spacer, ale odpowiedział kategorycznie, że jest za wielki na pasanie gę-
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/168
Ta strona została przepisana.