Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/169

Ta strona została przepisana.

si — pan Feliks spytał go także raz, czy nie myśli szukać posady, na co Tomek coś zamruczał, że siedzi na krześle i że ojca o pieniądze nie prosi.
Pan Feliks chciał się rozgniewać, ale że mu doktór stanowczo zabronił wzruszeń, więc tylko ręką machnął.
Po licytacyi w Zagajach — zjawił się Władek i przy obiedzie zastał Tomek u rodziny miny szczególne.
— Nie wiedziałem, że masz tyle pieniędzy? — spytał go ojciec.
Tomek tylko brwiami ruszył.
— Gdzież umieściłeś kupione portrety?
— Dałem do przechowania.
— Żebyś nie robił przedemną tajemnicy, żebym wiedział, że ci o te portrety chodzi, można je było wykręcić. A tak licytowałeś Władka.
— Więc Władek zostanie w Zagajach? — To nie ja — ale wy przedemną macie tajemne układy.
— Myślałem, że cię to wcale nie zajmuje. Tak — Zagaje weźmie Władek.
— Z licytacyi?
— Tak.
— Ileż ojcu zostanie?
— Wcale okrągła sumka, na którą mam już świetną lokatę. A najważniejsze to, że ziemia nie wyjdzie z rąk rodziny.