Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/172

Ta strona została przepisana.

Nie był właściwie zająkliwy, ale się w mowie zacinał — i dlatego chętnie milczał.
Po kilku dniach Tomek zaprosił młodego Szura do siebie, i tak się zdarzyło — że Terka wpadła do pokoju brata i poznajomiła się z niemcem.
— Co za piękność! — zachwycił się chłopak, gdy wyszła.
— Łatwo ją będzie sprzedać! — odparł po swojemu Tomek.
— Oboje jesteście tak rasowi!
— Omal nie degeneraty, a w każdym razie do życia i walki już niezdatni. Ona się zda na mebel do zbytkownego salonu, a ja — wcale dla siebie miejsca na świecie nie widzę.
— Ach, jakaż ona piękna! — powtórzył przejęty Szur.
— Nie zakochaj się pan w niej przypadkiem.
— Byłbym chyba ślepy — żeby za nią nie oszaleć. Przecie to cudo!
Tomek ramionami ruszył — i na tem się rozmowa o Terce skończyła.
Młodzi ludzie spotykali się dalej i zabawiali na mieście — i tak przechodziły tygodnie, aż zdarzyło się, że Deniska zagabnęła Tomka raz tajemniczo — z miną wystraszoną.
— Ja nie wiem, czy mam jedną rzecz powiedzieć pani. Ja się boję ją zmartwić — ona tyle ma kłopotu z panem.