Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/181

Ta strona została przepisana.

za porozumieniem się z Tomkiem. Odrzuciła wszelkie układy. Jesteśmy zgubieni«.
— To nieprawda? Powiedz? — powtarzała Terka.
Ale on nic nie powiedział. Patrzał długą chwilę na depeszę — wreszcie ją cisnął — i poszedł do dalszego mieszkania.
Pokoje przedstawiały wygląd ruiny i bezładu. W salonie, na otomanie, leżała pani Feliksowa bez zmysłów — cuciła ją Deniska — w sypialni pan Feliks dogorywał.
Był tak zmieniony paraliżem, że Tomek się go przeraził. Jedno oko miał zamknięte powieką już nieruchomą — drugie patrzące błędnie.
Był już jakby martwy — i najmniejszym znakiem nie okazał, że poznał syna.
Tylko oddech nierówny zdradzał, że resztki życia tleją, i czasem poruszenie warg — że cierpi i czuje.
Tomek wrócił do salonu, zbliżył się do matki, szeptem pytając Deniski, gdzie doktór?
A wtem pani Feliksowa otworzyła oczy — spojrzała nań, wybuchnęła płaczem, krzykiem histerycznym:
— To ty, ty — zabiłeś ojca!
Dostała ataku, drgawek, jęku, szlochów, że wyszedł z pokoju, zatykając uszy.
— Telegrafowałaś po Władka? — spytał Terki.
— Tak — ale dopiero rano.