Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/208

Ta strona została przepisana.

I z tem wyszedł z budy — pogwizdując.
W bramie spotkał Remisza. Chłopak skoczył do niego, jak do zdobyczy.
— Co to za szczęście. Szukam pana tyle czasu. A pan może tu mieszka — i ja tu bywam codzień. Co za traf!
— A pocóż mnie pan szuka?
— Pan tak zginął — lękałem się jakiego nieszczęścia. I młody nasz pryncypał pana szuka. A w tym domu właśnie mieszka panna Irena.
Tomek ramionami ruszył.
— Anim przypuszczał, że jestem widocznie wam potrzebny. Nie mieszkam tu, ani wiem o żadnej pannie Irenie.
— To moja narzeczona, a jej bratankom daje lekcye Francuzka, co była u państwa, i ona strasznie desperuje, że pan zginął. Uraduję wszystkich, gdy im dam pana adres.
— Nie mam adresu.
— Jakto? Przecie pan ma posadę, mieszkanie?
— Posada moja jest stojąca, a mieszkam na rogu Smolnej i Polnej. Będę panu bardzo wdzięczny — jak pan zostawi tych wszystkich moich znajomych — w dalszym niepokoju o mym losie.
Remisz pozostał oszołomiony, i zanim się opamiętał — Tomka pochłonął tłum uliczny. Ale »wdowi syn« był zawzięty. Po konferencyi