Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/269

Ta strona została przepisana.

byli, jak para butów; baba mnie wygryzła, ale ja mam na nią sposób — zrobię na niej pieniądze.
— A ona kto?
— To długa historya, gardło od gadania wysycha. W knajpie byłoby wygodniej!
— Możemy wstąpić — i możecie mówić po niemiecku — rozumiem.
— Famos. Możemy być w zgodzie — i dla was i dla maszyny to lepiej.
— Na groźby mnie nie bierzcie. Nie będę wam fundować na zgodę — ale że mam czas wolny — mogę historyi wysłuchać.
Weszli do podrzędnej restauracyi i zasiedli na uboczu. Niemiec zażądał wódki, a potem zaczął zajadać, jakby ze trzy dni był naczczo. Dopiero zaspokoiwszy głód — przy piwie odzyskał mowę.
— Graf niedługo wysiedział na wsi. Dokąd jadą?
— Nie wiem! — odparł Tomek obojętnie.
— Teraz latem babę ciągnie do Wiednia, do mamusi, bo kochanek z pułkiem — na trawie. Od początku wam powiem. Przed trzema laty poznaliśmy lalę, w Szwajcaryi. Była taką niby towarzyszką — starszą służącą — u jakiejś hrabiny. Mój hrabia zaraz się do niej zabrał, ale uderzyła w cnotę — w honor — wyjechała z matką — z familią — cała gruba artylerya. Więc mój hrabia zrejterował i poje-