która przecie z tej guwernantki teraz nic sobie nie robi.
— Może i hrabina z panny Mizzy nic sobie nie robi! — dodał.
— A pewnie ma też kochanka! — zaśmiała się pokojówka.
— To nie — rzekł ostro.
— A dlaczego. Podobno bardzo piękna, tylko bez szyku?
— Jak ją panna Mizzy zobaczy, to zrozumie, dlaczego.
— E — taka kobieta, co się nikomu nie podoba — to zajmuje niepotrzebnie miejsce na świecie i zawadza. Po co żyć — mruknęła opryskliwie.
Wogóle panna Milly miała zawód co do szofera, i zaczynała żałować Pinca.
Tamten był wprawdzie często grubijanin, a jak podpił — musiała paznogciami się bronić od napaści — przytem wiecznie ją obierał z pieniędzy.
Ten był jakiś taki nieoswojony, nieugłaskany, sztywny — i jednakowo grzeczny — jakby jej łaskę robił swą rozmową i towarzystwem. Czasem miała na języku powiedzieć mu, że jej ojciec był urzędnikiem a matka »von« — ale gdy raz nadmieniła, że u niej »w familii« nie jest »przyjęte« spędzanie lata w mieście, jak to czynią »gemeine Leute« — popatrzał na nią tak
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/291
Ta strona została przepisana.