Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/300

Ta strona została przepisana.

obrócić i zaczął się rychło żegnać. Wstyd mu było, że się wybuchem zdradził, i odchodząc, rzekł:
— Zabawiłem długo — a Milly czeka. To subretka nasza domowa. Zupełnie »feszna« Wiedenka i w sam raz para do szofera. Może pan zechce i ją szkicować?
— Nie — mam takich setki. Aleś mi winien koncert na okarinie. Siadajmy razem w łódź i rżnij mi po naszemu.
Gdy Tomek wrócił wieczorem do willi — został wezwany co rychlej do hrabiego.
— Jutro pojedziecie do Wiednia — do dyspozycyi hrabiny.
Skłonił się w milczeniu, niezdolny dobyć głosu, tak go zdławiło wrażenie.
— Jakby kto o mnie pytał — powiecie, żem został na polowaniach. Zresztą, najlepsza odpowiedź: nie wiem. Jeśli hrabiny niema w hotelu — tu jest adres, gdzie o nią trzeba spytać. I list oto — macie — i pieniądze. Bon voyage!
— Mogę jechać zaraz rano?
— Tak. Nie mam więcej rozporządzeń. Wiem, że maszyny nie zepsujecie, nie okradniecie, i nie będziecie samochodu wynajmować na swój dochód. Zobaczymy się w Nicei!
Tomek nie spał tej nocy — i ruszył o świcie. Że samochód wytrzymał tę jazdę — to była największa reklama dla firmy — przez całą drogę Tomek tylko pił bo z podniecenia jeść nie