Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/303

Ta strona została przepisana.

— Jakie wasze nazwisko?
Tomek się sekundę zawahał, i tknięty jakiemś natchnieniem, wyprostował się — bystro, śmiało, jej w oczy spojrzał.
— Tomasz Gozdawa.
Z ust obu kobiet wybiegł, jak tchnienie, okrzyk — prawie bez dźwięku. Patrzały na niego — a jemu jakby się podniosła zasłona w mózgu, i wszystko zrozumiał.
Milcząc — zaczął się uśmiechać i czekał, co dalej powiedzą.
Ale ciotka zwróciła się do hrabiny:
— Ubieraj się — bo jesteśmy spóźnione na nieszpór.
I wyszły — zostawiając go z Wowem.
Ale on wciąż się uśmiechał — i gotów był śpiewać, tańczyć — świat cały kupować — taki się czuł dumny.
Wyszedł przed willę, i bawił się z psem, jak malec — gdy stróż otworzył furtę przed eleganckim oficerem, który jak domowy ruszył wprost na ganek.
Wtedy zauważył Tomka, stanął i po niemiecku zagadnął.
— Co tu robicie?
— Bawię się z Wowem, jak pan widzi.
— Tak — ale kto jesteście?
— Szofer.
— Co, hrabia wrócił?