Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/311

Ta strona została przepisana.

raczej wyznać wszystko mężowi — niż dać się dalej wyzyskiwać.
Wtedy Fred w swej pomysłowej głowie ułożył plan mistrzowski — i gdy mu powiedziano rano, że samochód czeka — zeszedł — i rzekł do Tomka:
— Możecie tu zostać. Pojadę sam, i wrócę za godzinę.
— Pan wybaczy, ale nie zostanę. Jestem odpowiedzialny za maszynę! — odparł Tomek.
Piękne oczy porucznika zabłysły złowieszczo, ale się pohamował i siadając, rzekł z przekąsem:
— Zaprzedaliście się hrabiemu całkiem. No, w każdym razie, sam poprowadzę — bo nie znacie miasta.
Tomek ustąpił mu miejsca.
Stanęli przed pysznym hotelem. Fred zabawił tam godzinę — wyszedł w towarzystwie opasłego, starszego już mężczyzny — pojechali razem do wielkiego sklepu jubilerskiego — i po małym czasie wsiedli obadwa do wnętrza powozu, i Fred wydał rozkaz szoferowi po angielsku.
— Nie rozumiem! — rzekł Tomek.
— Jedźcie na Ringi — a dalej wam wskażę! — powtórzył po niemiecku.
Odtąd rozmawiali spokojnie i bezpiecznie po angielsku, a mieli dużo do mówienia, bo trzy razy okrążyli Ringi — zanim Fred zatrzymał