jeszcze sprawa do załatwienia. Naszyjnik jest dotąd w rękach von Zuilena, i musi być odzyskany. Hrabina w tem występować nie może — pani to musi wziąć na siebie. Napisać list, przyznając naszyjnik jako swoją własność i pytając, w jakiej cenie został przez pana Alfreda zastawiony.
— Zrobiłam już to. Odpisał, że mu się należy sto tysięcy koron.
— Szantaż!
— Zapewne. Jesteśmy bezbronne.
— Więc pani nie zapłaci?
— Skąd. Nie mam na to środków.
Spojrzał na nią bystro.
— Mówmy wszystko, szczerze. Pani jest Barbara Tryźnianka — ja jestem Tomasz Gozdawa.
Nastała chwila milczenia. Oboje patrzyli na głaz nagrobny — i Tomek zaczął twardo:
— Daleko jeszcze do terminu naznaczonego wolą stryja, ale ja już teraz rezygnuję z próby — i sądu pani nad sobą nie potrzebuję, bo rozumiem, co — taki jak on — nazywał człowiekiem. Byłem złym synem, złym bratem, złym przyjacielem. Rządzi mną szał lub fantazya, gwiżdżę na wszelki obowiązek, przymus, zasady i prawa. Niech więc kapitałów stryja dla mnie nie zachowuje. Może je pani śmiało użyć na odebranie naszyjnika od tego plugawego starego rozpustnika. Postanowiłem sobie
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/319
Ta strona została przepisana.