będę długo czekać. Nie myśl, że zły jestem na niego za to ostatnie. Pierwszej sztuki nie mogę mu wybaczyć. Dałem się okpić, jak fryc. Nie wiesz, gdzie się podział?
— Nie!
— No — to możesz sobie iść. Pinc jednakże był lepszy. Już cię nie potrzebuję.
Wyszedł Tomek i wałęsał się przed willą, paląc cygara, żeby zabić czas i myśli.
Wśród służby czuć było zbliżającą się katastrofę — panowało rozprzężenie — panie wcale się nie pokazywały.
Wieczorem wezwano na nowo doktorów — wysłano kilka depesz — a około północy zawołano Tomka do panny von Treyzner.
Wyszła doń zupełnie spokojna.
— Hrabia w agonii — rzekła zcicha. — Dałam znać krewnym do kraju, przybędą rano. My chcemy stąd wyjechać zaraz po pogrzebie, zupełnie incognito — i na jakiś czas bez śladu. Rozumie pan?
— Rozumiem. Samochód będzie gotów — proszę o adres — żebym drogę wiedział. Chodzi o pana Alfreda. Czy już się zgłasza?
— Był list. Hrabina nie chce go znać i widzieć. Panu ufam zupełnie. Na wieść o śmierci — on tu się zjawi, będzie śledzić. Musimy się wymknąć niepostrzeżenie. Oto adres, dokąd chcemy jechać. Gdy nas pan tam odwiezie —
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/338
Ta strona została przepisana.