Nie on tego sprobuje, ale może Huców najmłodszy, bo i dziewczyna ta była wierną dworską sługą, córką starej samotnej kobiety, mieszkaiącej na pańskiej „pustce” we wsi. Kobieta cząstkę tę odziedziczyła po mężu, który z wojska nigdy nie wrócił. Nazywano ją nawet, nie mężowskiem, ale ojcowskiem nazwiskiem: Maryanna Makuszanka, i na Łucysię wołano: Makuszanka.
Tymczasem chłopi wyszli z karczmy. Ruszył Kalenik przodem, najpierw ulicą, potem traktem ubitym i sianem usłanym. Całą zimę Hrywda woziła tędy siano — pożerało ono cały letni zarobek.
Sanie biegły, jak im się podobało, zataczając się po drodze; ludzie wsuwali ręce w rękawy i nie kierowali końmi; każdy z nich duszę miał pełną troski i żalu po mozolnie zebranych pieniądzach.
Opodal za wsią spotkali starego chłopa. Czarny był, chudy, kościsty. Popatrzał na nich uważnie. Oni przed spojrzeniem tem spuszczali oczy. Każdy go z uszanowaniem pozdrowił, ale też każdy konia popędzał. Stary słowa nie rzekł, tylko dziwnie się uśmiechnął i wzrokiem ich przeprowadził.
— Kalenik! — rzekł Iwan Żurawel. — Widział ty?
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/026
Ta strona została przepisana.