Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/027

Ta strona została przepisana.

— Nie...
— Przepadniemy w tej drodze. On nas policzył.
— Taj co? Lichego mu nic nie zrobili.
— Zobaczysz. Taki my nie cało wrócimy.
Inni, dalsi, potakiwali. Człowiek czarny wciąż szedł za nimi i wciąż się uśmiechał złowieszczo.
Znał on swoję moc nad wsią, znała go też cała okolica. Był to Czyruk Oksenty. Bano się go o tyle, ile poważano pozornie, bo on „wszystko znał”.
Było w Hrywdzie kilkoro ludzi, którzy „coś znali”.
Był „kostopraw” Łuhwyn Chryn, nastawiający zwichnięte lub połamane kości u bydlęcia i u człowieka; był Dmytro Borysiuk, co zamawiał krew; były baby „szeptuchy” od wiatrów i kołtuna, był zamawiacz gadziny Maxym Czmiel; były czarownice, co odbierały mleko; byli znachorzy od złych oczu i uroków.
Ale wszyscy oni niczem byli w porównaniu z potężnym Czyrukiem. Ten znał wszystkie „dwanaście wiatrów”, ten czarował ogień i wodę, ten leczył każdą słabość, i narzucał choroby, tego słuchały kamienie i wszystkie żywioły.