Sprowadzał on burze i posuchy, wróżył z włosów, odnajdywał sprawców kradzieży, rzucał i „odczyniał uroki”; do niego ludzie szli i jechali o kilkanaście nawet mil — imię jego wymawiano z bojaźnią i czcią.
Widywali go ludzie latem, jak pszczoły czarował — i szły do niego roje ze wszech stron; widzieli, jak bydło jego, stracone kiedyś w lecie, wróciło w nocy pędem, jakby je „coś” gnało; pożar, który przed laty wypalił całą Hrywdę, jego tylko chatę ominął, a w tej chacie były stosy pieniędzy i dostatków.
Czyruk w Hrywdzie był arcykapłanem czarnej wiary w siły tajemnicze, był lekarzem, sędzią, panem tej massy ciemnej, a zabobonnej.
Rodzinę jego stanowił jedynak syn, parobek głupowaty, nędzny, chorowity. Żyli odludnie na końcu wsi.
Stary, oddany swym praktykom znachorskim, nie wglądał w gospodarstwo. Uprawiał rolę i karmił bydło ów syn, Tychon.
Długi czas parobcy jadący po siano rozprawiali o czarnym człowieku. Spotkanie jego wróżyło fatalnie.
Nareszcie wyczerpał się temat, mróz odbierał ochotę do gawędy, skulili się na saniach i umilkli.
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/028
Ta strona została przepisana.