— Błądziłem! — lakonicznie objaśnił.
— Syluka i Żurawla dotąd niéma! — rzekła.
— Mohe! (czy może być) — zawołał, stając zdumiony.
— Doprawdy! Zachodzili starzy pytać: czy ciebie niéma?
— Nu, Czyruk, Czyruk! — zamruczał.
— Ćo takiego?
— A no nic. Spotkali my jego, — i popatrzał. Trzeba było wrócić!
— Pewnie! Dziw, żeś żywy przyjechał.
— Żyw ledwie! Gdzie diad’ko? Niechby furę złożył, ja zmarzł i głodny!
— Gdzieby był ten pijanica! W karczmie! — zaskrzeczała baba.
Z chaty wyszedł tymczasem Kiryk i bezczynnie przypatrywał się sianu.
— Nu, Kiryk! — zawołał go bratanek — zładuj siano do odryny!
— Może jeszcze czego! — zuchwale chłopiec burknął — Będę za ciebie robił!
Zawrócił się i gwiżdżąc wyszedł za wrota.
— Poczekaj! Dam ja tobie! — krzyknął Kalenik, ale nic nie dał, tylko jął sam siano pod dach znosić, aż zostały znowu puste sanie na podwórzu.
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/043
Ta strona została przepisana.