Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/046

Ta strona została przepisana.

go dnia poszedł, swoją ścieżką, na gumno, na służbę.
On jeden, gdy rozdawano ziemię, nie połakomił się na zagon, i zapisano go jako „batraka”, ze szmatką ogrodu.
Konserwatystą był do szpiku kości. Nie znosił innowacyi, bał się wielkich obietnic i darów.
Rygor też staroświecki panował u niego w chacie, która stanowiła wyjątek we wsi pod względem ładu i czystości. Synowie dorośli — żonaci, i parobcy, — słuchali ojca jak malcy. Bił ich, ale i lubił. Za łaskę sobie mieli, gdy pochwalił, albo, rozchmurzywszy poważną twarz, zażartował.
Trzymał też ich przy sobie i od dziecka nauczył ich chodzić swoją ścieżyną do dworu.
Nigdy Huce nie szli na flisy, na dalekie zarobki do kolei, na leśne fabryki; nie uczyli się też czytać, ani pisać w szkółce; uniknęli szczególnym sposobem wojskowej służby; jako „batraki” nie spełniali nawet żadnych gminnych urzędów.
Chata ich żywiła osób kilkanaście przecie, i nie znała przednówka.
Stary Korniło, zwany we wsi „pańskim psem“ we dworze miał wielkie zachowanie. Szanował go ekonom i niższa służba, bo wi-