Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/051

Ta strona została przepisana.

druga, opowiadała dzieje sąsiadów. Ów bił żonę, drugi kłócił się z bratem, inny kradł co się udało. Huce milczeli, obojętni. Oni ze swej uczciwości się nie szczycili, ale też na błędy innych mieli niezmierne pobłażanie.
Wtem drzwi skrzypnęły: wszedł Kalenik.
Gość to był rzadki; to też Korniło zdziwione oczy podniósł, a baby umilkły.
Ołenia Prytulanka spojrzała na dorodnego parobka i schowała się za plecy matki, okropnym strachem zjęta. Od paru godzin drżała z poczucia winy, której dotąd wyznać się nie ośmieliła.
Kalenik istotnie na nią najpierw popatrzył.
— Rozbiła nam wasza „najmitka“ (najemnica) wiadro! — rzekł burkliwie.
— Jaka najmitka? U mnie są synowie i sierota, niby córka! — poważnie odparł stary Huc.
— Nu, to sierota!
— Rozbiłaś, Ołeniu? Będzież tobie! — krzyknął Karpina, patykiem od miotły jej grożąc, a Prytulanka już się porwała i odpasywała fartuch.
Ołenia wiedziała, że sznurki tego fartucha smagają jak bicze, i rzewnie płakać zaczęła.
— Cyt! — krzyknął stary Korniło, i do starszego syna się zwrócił: — Ty, Matwiej, weź