Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/060

Ta strona została przepisana.

Karpina Huc wskazał mu fornalkę Matwieja, tęgą parę ciemnych kasztanów, i skrzynię do kartofli, do której miał konie zakładać, i sam do swej roboty skoczył.
Wychodzili ze stajni wszyscy, gdy Kalenik pana zobaczył. Ten władzca miał twarz spokojną i wesołą; to tego to owego z parobków zagadnął; na Hubenię spojrzał zdziwiony.
— Ty co za jeden? — zapytał.
— To za naszego Matwieja — podchwycił Karpina.
— Cóż mu? Chory? — z zajęciem pan spytał.
— Nie, proszę pana, we wsi zajęty.
Pan dalej nie pytał — i odszedł.
Stary Sydor, który dowodził, że pan go bardzo szanuje, zdziwiłby się, gdyby posłyszał, jak dziedzic zaraz potem do stodoły poszedł i starego gumiennego zagabnął:
— Wszak to parobek od Hubeni za Matwieja dzisiaj tu jest?
— A tak, panie! — odparł stary Huc.
— Nie mogliście znaleźć kogo innego, Korniło? Złodziejska chata! Młody najrzy, a stary w nocy ukradnie — jak owe koła na jesieni.
— Nie! — Ten żadnego „kiepstwa” nie zrobi. Spokojny i uczciwy. Żeby innego stryja