Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/088

Ta strona została przepisana.
Marzec.

Ulitowała się ziemia karmicielka nad bydłem wychudłem, ulitował się Bóg nad dziećmi i starcami, których zima i post dziesiątkował. Przyszła wczesna wiosna.
Niósł ją na swych skrzydłach Anioł Zwiastowania jako wieść błogą zza ciepłych mórz.
Równina zczerniała; ukazały się długie, regularne linie zagonów, jedne nagie, inne spleśniałe, martwą jeszcze runią pokryte. Na łozach pozłociły się kity, na czeremchach strzeliły pąki, na skłonach rowów od południa już zieleniała młoda trawka.
Tylko wieś była czarną od błota i starości.
Ulica tworzyła otchłań cuchnącą, chaty wilgoć powlekła pleśnią burą, przerwały się wszelkie kommunikacye, oprócz urzędowych do gminy.
Ulicą, oprócz dzieci, babrającjych się z lubością w błocie, i nierogacizny wpół dzikiej nikt nie chodził.
Była to coroczna pobudka, do ciężkiej, krwią, łzami i potem wypisanej kampanii wojennej z ziemią, deszczem, skwarem, gradem, posuchą, burzami, o byt i chleb zimowy.
Potem nastąpiła pierwsza utarczka. Z obór, od pustego żłobu i drabiny, wypędzono bydla-