Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/096

Ta strona została przepisana.

żywiej gwarzyć i śmiać się. Wódka zabarwiała im szarą dolę, mamiła ciepłem, swobodą, dostatkiem.
— Kalenik rozparł się na stole i głośno swe marzenia rozpowiadał:
— Żeby ja królem był, toby ja wszystką ziemię sobie wziął — pany-by mnie robili, a ja-by wódkę garncem pił a tłustość łyżką jadł — i w trzy kożuchy się ubierał.
Łucysia zaczęła śpiewać, zanosząc się od śmiechu.

Zaprowadźcie żywą, wodę do sadu, do wiszniowego.
Przyprowadźcie dobrzy ludzie mego chłopca miłego.

Makuszanka rozsiadła się na ławie jak królowa i postawiła przed sobą butelkę:
— Teraz moja wola i dola! — wołała, machając rękami.
Niewiadomo, coby się stało po trzecim kieliszku, bo przy tem machaniu stara trąciła flaszkę.
Czarodziejski płyn rozlał się szeroką strugą na stół i na ziemię, i wszystkich to nieszczęście otrzeźwiło. Wlepili oczy w kałużę wódki. Łucysia zapłakała, Kalenik splunął — i czar prysnął.