Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/137

Ta strona została przepisana.

— Puczkę (wielki palec) rozciąłem! — obojętnie odparł.
— Mocno? Pokaż!
Pokazał: palec wisiał bezwładny, kość była zgruchotana.
— Nic z niego nie będzie. Trzeba całkiem odciąć! — zdecydowali.
Kalenik popatrzał. Ból mu ubielił usta, nie skarżył się jednak. Zawrócił na podwórze, podniósł siekierę i, jak mu radzono, temsamem ostrzem dokonał operacyi.
Ranę zalano naftą, skręcono szmatami, i nikt się.więcej o to nie troszczył.
W nocy czuł Kalenik w ręku ogień i targanie, wstawał parę razy, pił wodę i zmieniał szmaty; nad ranem poszedł do Żurawlichy, co zamawiała krew. Ręka spuchła, spalona naftą rana już czerniała.
Był niezdolny do żadnej roboty.
Wziął tedy Sacharko jego woły i poszedł w pole.
Kaleka uczył go, jak dziecko, przeprowadził za wota, polecał swe faworyty, a sam przesiedział dzień cały na przyzbie, jakby ogłuszony bezczynnością — osłupiały.
Na zagonach Hubeniów nowy rataj objął komendę. Gorzej orał i z natury popędliwy bił i narowił woły, ale za to chwilami aż hen, na