— Poszła won! Ze śmiercią ja wesele będę odprawiał! Sacharko się żeni! Ty idź, bo jeszcze od starego kijem oberwiesz. Hulania tobie mało po miasteczku?!
— Mój sokołyku! Jakżeby ja w chacie na weselu nie była!
— Odczep się odemnie, ta idź, bo rano źle będzie z twoją skórą.
— A gdzie Sacharko nocuje?
— W „puklicie!“ (alkierzyk).
Ciche, bose kroki oddaliły się, znowu skrzypnęły drzwi i wszystko ucichło.
Ale Hanna nie odeszła daleko.
Rankiem ujrzał ją Sydor z synem na podwórzu.
— Przyszła ty, hultajko! — wrzasnął, za swe berło, mlon, porywając.
Ale syn wmieszał się do tej sprawy.
— Tyle roboty, niech zostanie! Koszule popierze, chatę obieli. Lato idzie, zda się.
Została tedy Hanna, śpiewająca, gadatliwa, i przez parę dni sprawiała się wcale nieźle; potem zajęcia inne odwróciły od niej ogólną uwagę, a ona nie narzucała się na oczy i dniami całemi swawoliła po wsi.
Ale wesele jej nie uszło przecie.
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/152
Ta strona została przepisana.