Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/155

Ta strona została przepisana.

— Cóż cię boli? — pytała.
— Wszystko, i kości, i głowa i piersi.
— A dawno tak?
— Pięć niedziel.
— Czemu ty zaraz do dworu nie przyszedłeś?
— Sromał się!
— Wstydź się tak mówić! — upominała łagodnie.
— On taki głupi i trus! — rzekł Huc.
Pani rozłożyła przyniesioną torbeczkę.
— Oto masz trzy proszki! Weźmiesz je dziś wieczorem, jutro rano, i o południu. A pamiętaj: kwasów nie jedz, i boso nie chodź. Jutro już cię febra opuści, ale na siódmym dniu pamiętaj przyjść do dworu, bo może wrócić. Masz tutaj jeszcze ziółka, te pij ciągle, rano i wieczór; a wy, Korniło, wstąpcie do niego codzień, i dajcie mi wiedzieć, jak się ma. No, zdrów będziesz, Kalenik, i ożenisz się z Łucysią.
Parobek zawstydzony oczy odwrócił.
Pani wstała, a on się dźwignął i rękę tę białą, co go głaskała, do ust poniósł.
— Może masz gust do czegoś, czego niéma w chacie? — spytała.
— Czego kwaśnego się chce!