Ceremonia odbyła się prędko. Żadne z nich nie brało do serca słów przysięgi, ani nauk.
Młoda nie płakała; młody, olśniony światłem, patrzał bezmyślnie na księgę ewangelii.
Nareszcie wyszli z kościoła.
Teraz siedli już oboje na wóz Sacharka, drużka przed nimi, Klim konie popędzał.
Wóz ten, pełen postrojonych godowników, ruszył do Zamoroczenia. Oglądali się za nimi ludzie, konie rwały z kopyta.
Teraz dopiero zaczynało się prawdziwe wesele. Na progu Szczerbów przyjęto ich okrzykiem, weszli do izby, gdzie na stole czekała ich wieczerza.
Swacha zaintonowała pierwszą pieśń w imieniu pana młodego:
Teraz, teściu, dziewka nasza.
Sadzaj zięcia za stołem,
Nazywaj go sokołem,
Nalewaj wódki zpełna,
Melodya wesoła była i skoczna, ale gdy siedli do wieczerzy, druga pieśń się rozległa, już powolna, przeciągła, złowróżbna.