Już drużba korowaj zabrał i przodem na wóz go niósł. Na uszaku sieni rodzice znowu położyli ręce, i ona je znowu ucałowała — i to drzewo także.
Drużba po trzykroć z wiadrem wody wóz obszedł i koniom pod nogi wylał.
Siadali wreszcie, a dziewczęta, jej rówieśnice, ostatnią pieśnią ją żegnały:
Gwiazdy zajmuje.
Młoda Tatiana na wóz już siada,
A ojciec do niej w te słowa gada:
Gdzieś ty, doniu, klucze podziała?
Możeś ty klucze chatnie zabrała?
Rzuciłam je wysoko, pojadę daleko.
Rzuciłam od siebie, pojadę od ciebie.
Wóz ruszył, a za nim całe wesele z krzykiem, wrzaskiem, muzyką, tak, że nikt łkania i płaczu Tatiany nie słyszał. I tak odjechała „na własny byt“.
Nie widziała nigdy chaty Sacharka, więc zdaleka jej szukała, i wydała jej się bardzo marną i czarną po ojcowskiej.
Wśród ciżby, zalegającej podwórze, ujrzała też blady cień człowieka, którego żoną zrazu być miała, i popatrzyli na siebie.