Czego nie stanie — dostanie.
Zarzuciła tedy Tatiana swe szatki weselne i wianek. Włożyła „andarak“ krasny i śnieżną namitkę.
Spożywano jajecznicę, ale młodzi swej części nie tknęli: oddali wedle obyczaju dzieciom; więc Sak i Mokrenia dostąpili także współudziału w uroczystości.
Gdy korowód ruszył do chaty, dziatwy zebrało się dużo, i cisnął się ten drobiazg do Tatiany, do rąk jej zazierając, i kułakując się ile sił.
Już jako gospodyni weszła mołodyca do chaty, zasłała obrusami stoły, ustawiła na nich sery i pierogi, a potem, wśród dziatwy stojąc, rozdała im swoje stroje dziewczęce: paciorki różnobarwne, wstążki, jaskrawe paski, medaliki mosiężne, pierścionki. Na piersi jej została tylko odrobina czerwonej „zaścieżki“, — na ręce świeża, bielona obrączka.
Dziobata jej brzydka twarz promieniała jednak szczęściem, bo i pieśń jej śpiewano otuchy pełną:
W żółte trzewiczki się obuj,