Wreszcie odnaleziono Tatianę, i w tryumfie odprowadzono Sacharkowi.
Z rąk Dudarychy wzięła wiadro, zakasała rękawy i andarak: zabierała się do pierwszej w nowym domu roboty.
Jeszcze jej zaśpiewano do tej pracy:
Pięknie morze grało,
Tatiana wodę brała,
Na kraj swój spoglądała,
Zobaczyła gąsek rząd,
Lecących na tamten ląd.
Gąski moje, łabędzice,
Witajcie moje rodzice.
Powiedzcie, niech zbędą tęsknoty,
Boja tu z miłej ochoty.
Jak pszczole miód pić,
Doszła Tatiana do studni, rzuciła w nią pieniądz i chleba kawałek, przeżegnała się i wyciągnęła wiadro wody.
Za nią Sacharko stał, nie pomagał, ino bicz długi trzymał.
— Mój sokoliku, — zaczęła prosić, — nie krzywdź-że mnie!
— No, to uciekaj! — zaśmiał się grubijańsko. Porwała za wiadro i umykała wedle obyczaju, a on ją niby gonił, biczem wyma-