Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/220

Ta strona została przepisana.

takiej niema. Patrzał ja ciągle na twoje ręce małe i nogi, i z dziwu nie wychodził! Lubił ja zawsze na ciebie patrzeć, a gryzł się, żeś chuderlawa i słaba. A no, dziś ja wiem, jaką robotnicę wezmę; to mi nawet nie żal, żeś biedna.
Nu, nu — za dziesięć tłustych ty zrobisz, a mniej zjesz. Będą mi ludzie ciebie zazdrościli.
Łucysia aż pokraśniała z dumy.
— Z biedy i sieroctwa moc moja — odparła.
Gospodarska córka hoduje się zdrowo, wczas ma, a ja od maleńkości wciągnięta do roboty. Inne jeszcze gęsi pasą, a ja już z sierpem chodziłam, nie dla zabawy, ale dla zarobku. Nie było kiedy rosnąć i grubieć; ino moc rosła, taj grubiała!
U nas nie było czego paść — ni gęsi, ni owieczki. Jak jedenaście lat miałam, to mi matka sierp kupiła, i na dworskie żyto zawiodła. Ekonom się śmiał, i żeńcy się śmieli, a mnie matka tylko trzy dni pomagała, a czwartego tom już sama dział swój wyżęła.
Od tej pory codzień idę i idę do dworu.
— Toś pewnie już trochę grosza zebrała?
— Nie wiem. Matce oddaję.
— Nu, dziwy, dziwy! — zamruczał. Dziś na stogu toś za parobka robiła.
Napatrzeć się ja nie mógł!