Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/255

Ta strona została przepisana.

pokłuła, dano krowom do zjedzenia jakieś zioła, zmywano je wodą, w której zgaszono dziewięć rozżarzonych węgli, nawet kazano Mokreni jeździć konno na kiju wkoło obór.
Wreszcie chodziło o poznanie, która z bab jest wiedźmą.
Udało się to uczynić Sydorowi.
Pewnego wieczora siedział on za stołem, oczekując na wieczerzę i na synów i na synowca, którzy się gdzieś po robotach rozeszli.
Było już ciemno, tylko z pieca ogień świecił. Tatiana wróciła od udoju, szkopek z mlekiem postawiła na stole, a sama odwróciła się do garnków.
Wtem z sieni wśliznął się do izby kotek bury, chudy, mały, noszący na sobie ślady dziecinnych i psich swawoli.
Sierść miał nastroszoną a wygląd zalękły. Nielada głód przypędził go do tej obcej chaty.
Cichutko wskoczył na ławkę, ztamtąd na stół, zwęszył przysmak, wspiął się i, nie widząc nieruchomego w cieniu Sydora, począł chciwie chłeptać mleko.
Sydor ręce powoli wyciągnął, i nagle je spuścił na młodego szkodnika.
Kot zduszony wydał jeden jęk, a potem tylko się wił i miotał rozpacznie.