Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/267

Ta strona została przepisana.

— Nie zdzierżę, panie.
— Zdzierżysz, bo ja ci za miesiąc odszukam twoję dziewczynę i tę starą! No — przysięgaj. Palce na krzyż złóż.
Złożył je i przysiągł uroczyście!
— No, chłopcze! Uszy do góry! Dziewczyna będzie, wesele będzie okrutne, krowa będzie! Tylko ty się trzymaj. Pamiętaj, że ja ciebie za przyjaciela mam!
Tego wieczora młodzież się zeszła do Huców, jak zwykle bywało co roku „na muzykę“ domowe kobiety jednak nie ruszyły się z miejsc.
— Nic z waszej ochoty — rzekły — nie będzie wam nasz parobek grał. Już my i zapomnieli, kiedy w chacie wieczerzał.
A w tem w sieniach rozległ się wesoły głos, śpiewając:

Oj znany, znany, kto lubi polkę
Wydeptał ścieżynę — da przez fasolkę.

Karpina wszedł, otrząsnął się z deszczu czuprynę jasną odrzucił.
— Oj — ile was tutaj, jak gęsi! Do skrzypek to moich w gościnę. Rade skrzypce gościom.
Siermięgę mokrą zrzucił, zapylone skrzypce ze ściany zdjął, na rogu stoła siadł, i zmrużywszy oczy, metełycę zagrał.