Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/303

Ta strona została przepisana.

Sydor uderzył szkolnika, ten go pchnął.
Sacharko tedy ujął się za brata.
— Ty, stary pijanico! Siedź cicho, taj Bogu dziękuj, że ci chleb dajemy! Jak dokuczysz, to precz wygonim! „W „starce“ idź, miejsca nam nie zajmuj!
Sydor nagle umilkł. Znać, że coś w głowie sumował.
Nazajutrz, gdy synowie po sprzężaj szli, drzwi im od chlewu zastąpił.
— Precz! — krzyknął — nie dam!
Pierwszy znowu Kiryk go trącił.
Gdy ojciec zaczął ich łajać, skoczył i Sacharko, porwał starego za włosy, rzucił sobie pod nogi, i pięściami okładał, a tymczasem Kiryk klacz spokojnie do wozu zaprzęgał.
Na krzyk starego zbiegli się ludzie, i odciągnęli Sacharka.
Kiryk na wóz siadł, i śmiał się.
— Niechaj bije! Jak ojca wytłuc, to dobra pszenica urodzi! — rzekł, wyjeżdżając na ulicę.
Ten i ów z chłopów zaśmiał się, jak z najlepszego konceptu.
To był pierwszy objaw, że Sydor dzieci na ludzi pohodował, że parobków ma, a nie chłopców, że go już mogą zastąpić.