Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/342

Ta strona została przepisana.

Jeszcze pobaw trochę. Jeszcze twoja komora nie zbita, jeszcze po ciebie wóz nie zajechał: pobaw trochę! Byłoż tobie w tej chacie ciepło, było tobie niegłodno. Nie krzywdził cię nikt — i teraz nie wyganiał. Twoja wola iść, twoja wola mię rzucić.
Zabierzże mnie, doniu, serdeńko, nie rzucaj mnie, doniu, zozulo. Taj nie mów, że twoja komora ciasna, taj mnie miejsca nie szkoduj. Mieściły się my w jednej pościeli dotychczas. I nie mów mi, że na twoim wozie mnie nie zabiorą: piechotą cię nagonię, bo powoli pojedziesz — wołami — czarnemi!
Oj, czarne one, czarne, te woły, kiedy ciebie odemnie biorą! Oj! gorzkie twoje weselne napoje — oj, zimna twoja komora!
Idźże, doniu, ludziom się pokłoń. Niech ta zobaczą, jaką wyhodowałam, jaką oddaję. Dał Bóg nagą i słabą kruszynę jak muszkę — nie spała ja nad tobą, nie jadła, piersiami karmiła, sama głodna; odzieżą okryła, sama obdarta; nauczyła roboty wszelkiej — i ot, jaką oddaję. Taj powiedz ludziom, że ja ciebie nie biła, i nie łajała, powiedz, zaświadcz!
Bo i za cóż jaby ciebie biła? Taka ty słodka była jak miód, a dobra jak woda, taka ty cicha była i pracowita!