Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/375

Ta strona została przepisana.

dusznych chatach, pokurczyła bydło, zabierała też dzieci, co jej oprzeć się nie miały mocy.
Drobiazg ten najzuchwalej jednak jej urągał.
Błoto po rowach zamarzło gładko, a z chat pędzano dziatwę o byle co.
Bose, w koszulinach tylko, chrypiące, rączki chowając w rękawy, wybiegały na ten lód, i wyślizgiwały go na lustro.
Bardzo zziębnięte podnosiły to jednę, to drugą nogę, kuląc się, jak gęsi i psy, zabaw tych spektatorowie i towarzysze.
Więc często taki bohater wieczorem kładł się w gorączce, a w tydzień potem wyjeżdżał na Kniazie — panować.
Składano to na złe czyjeś oczy, i przeklinano sprawcę, pijąc na pogrzebie.
Ruszyli chłopi po siano na Perechreście, wzięły się baby do przędzenia.
Co wieczór widać je było przemykające z prząśnicami, do jakiej chaty dużej i światłej — na „poprady“ i gawędę.
Dziewczęta lubiły chodzić do Huców, gdzie Karpina z nich żartował, i śmieszne zagadki i śpiewy wymyślał. Zachodzili też tam różni ludzie do Korniła, i zostawali przy kompanii.