Kobiety starsze wolały bywać u Sylukowej, bo chata była bardzo ciepła, a baba ciekawa, gadatliwa i wesoła.
Nie skąpa też. Nie żałowała ciepłego kwasu z dzieży, ani kwaśnej kaliny, której pęki zdobiły pułap.
Czasem, jak się rozochociła, nawet żuru misę postawiła dla wszystkich, niby na jakie święto, czy gościnę. Bajano tu kronikę całej wsi: gdzie kto umarł i z czego, gdzie kto się urodził i jak, kto żonę bije i za co, kto co ukradł, kto strachy widział, kto ile płótna mieć będzie, kto się dzieli, kto pijany był, kto o weselu zamyśla, kto już chleb kupuje.
Długie wieczory zapełnił Czyruk swą śmiercią, potem Kalenik swym powrotem. Przesuwali się też wszyscy po kolei: Łucysia pracowita, Hanna rozpustna, Hubenie kłótliwi, pijak Chryn, Tychon wyleczony zupełnie, Kiryk, co się na „nastawnika“ kierował, Huce „Laszki“ dworskie.
Sylukowa nienasycona była wieści, a baby ze sto razy powtarzały jedno.
Z największą jednak lubością opowiadały, jak je mężowie biją.
— Jak cobądź „naprzeciw“ powiem, to i łupi. Tak nagrzeje, że aż ha!
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/376
Ta strona została przepisana.