Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/378

Ta strona została przepisana.

— To w Łucysinych koszulach, co mu szyła, uczyna była. Jaż je zebrała, i po drogach rozrzuciła, żeby kto podjął, taj na niego przeszło! Ni jednej nie zostało! Naszyła ja jemu nowych, długich i cienkich.
— A, a! — pokiwały głową baby nad takiem zmarnowaniem płótna.
— A chudyż był, chudy! Odpasłam go trochę, a wieprza wykarmiłam na wesele. Będęż ja go potem samą słoniną karmiła, żeby najgładszy ze wszystkich się stał.
Baby poczuły, jak im ślina przybywa od myśli o tej słoninie.
Wyciągały długie nici, i wzdychały z zawiści.
Wtem dzieci uczyniły wrzawę, bijąc się trzaskami po głowach, a niemowlę zapiszczało w kołysce. Nie przestając prząść, Sylukowa jedną nogą kopnęła chłopców, drugą rozbujała kołyskę, i zaśpiewała zcicha:

Oj, w siole nowem, oj, w siole

Hulali kozaki, hulali.
Oj luli, luli!
Jeden Stepan śmiały,
Dragi Hnat wesoły.
Oj luli, luli.
Trzeci Wasyl miły,
Miły, taj „śpiewliwy“.

Oj luli, luli!