Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Kamienie. Ciotka. Wpisany do heroldyi.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

nem się spaliła, i jałoszka też zdechła, a kasztanka nocą jakieś hycle z pod zamku wzięli.
Więc siana jako niema, Kazik i Adolf uradzili woły sprzedać, a pole na połowę Srulowi oddać, albo też procesu zaniechać i do domu z niczem iść.
Ja też zaniemogłam w adwencie, bo chusty nie było, i trzewiki się zdarły, i takim się wykosztowała na felczera złotych siedem i groszy dwanaście, za które Jenta chce wełnę wziąć, albo te dwie gęsi siwe, coś to dostał od chrzestnej, więc uradziliśmy...
— Sylwester! — rozległo się z głębi mieszkania.
Żołnierz ruchem maszynowym się wyprostował, rękawem oczy zaczerwienione otarł i wyszedł. Stąpał po wzorzystym chodniku, potem po lśniącej posadzce, aż stanął w drzwiach gabinetu, sztywny, z piersią naprzód podaną, z rękami przy lampasach.
Oficer bawił się z dzieckiem, które też wnet ręce do chłopaka wyciągnęło, wołając radośnie:
— Niania, niania!
— Konia mi osiodłaj, a żywo!
— Słucham!
Obrócił się na pięcie i wymaszerował według regulaminu.
Za chwilę był już w stajni, i konia siodłając, głowę miał pełną wzburzonych, dzikich myśli. Wirowało mu w mózgu od tego nawału wspomnień, które mu list narzucił.
Wieści z domu miewał rzadko, dwa, trzy razy