Potem na zydlu[1] usiadł, spracowane, niezgrabne ręce na kolanach złożył i zamyślił się.
Lampa rzucała nań blask w pełni, i twarz ta bezwąsa, bardzo młoda, nabierała wielkiej powagi.
Znał w kufrze, gdzie przechowywano domowe drogocenne pamiątki: korale, pieniądze i najcieńsze odzienie, zwitek papierów żółtych, na samym spodzie będący.
Raz na rok tylko matka je kładła na stole, na serwecie i pozwalała oglądać.
Był tam dokument ich rodowy, i drzewo genealogiczne[2], i herb jaskrawo malowany, i różne papiery z pieczęciami i z podpisami wielkich.
Przy tem oglądaniu oni trzej poważnieli bardzo, i oczy im błyszczały.
Głowami prawie dotykali sufitu swej chaty, a mieli szare koszule i spencery samodziałowe, te karmazyny herbowe, a czytać ledwie umieli na książce do nabożeństwa. Niczem prawie od chłopstwa się nie różnili z pozoru.
A jednak to zdanie listu: »wpisany do heroldyi« — uczyniło od razu z szeregowca wielkiego pana: martwa litera zaciężyła na nim, czyniąc w duszy jego ogromny przewrót.
Zdało mu się, że po sakramencie jest, tak uroczyście jakoś w nim było, tak cicho!
Siedział i dumał, uniesiony precz z tej izby,