Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Lato leśnych ludzi.djvu/014

Ta strona została uwierzytelniona.

Było ich tedy trzech.
Najstarszy, za wodza i kierownika obrany, był przemyślny, uparcie w postanowieniu zawzięty, w wykonaniu zamiaru prędki, naukowo z przyrodą zżyty i obeznany.
Ziemi szmat posiadał, a wśród tej ziemi bagna i lasy, leniwemi rzeczułkami jak siatką porżnięte — od ludzkich dróg dalekie, dla ludzkich chciwości nie łakome.
Tam w głębi tych tajni, ukryta jak gniazdo, powstała pewnej wiosny chata samotna. Jakiś czas bielał gontowy dach i trzaski i czerniały koleiny wozów, co z dala przywiozły materyał — po roku zasnuła zieleń traw — i mchy — wszelki ślad osady.
Dzikie wino i róże pokryły ściany, chata się stopiła, wrosła w okalający szczelnie las.
Nazwali ją leśni ludzie swoim wyrajem.
Wódz przez życie potracił swych blizkich i żadnej rodziny nie posiadał. Dom jego natomiast był pełen Bożych domowników, nad któremi rząd i opiekę trzymał towarzysz jego i druh, którego sobie wychował i w swym duchu urobił.
W gwarze leśnej swojej — wódz miał przydomek Rosomaka, ten drugi został nazwany Panterą.
Najmłodszy ze trzech — cały złożony ze stalowych muskułów, chybki, zwinny — miał też swej imienniczki drapieżność i dzikość. Znał naturę ze współżycia z nią, rozumiał bór i wodę i pole — i duszę miał nawskroś leśną.