Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Lato leśnych ludzi.djvu/043

Ta strona została skorygowana.

— Pochwalony bądź Panie, coś te cuda uczynił. Pochwalony bądź i błogosławiony — głosami i sercami nas tu wszystkich — w boru żyjących. Dzięki Ci, Panie, za to niebo pogodne, za dzień słoneczny, za zieleń drzew, za ten wieczór, za życie! Święci się Imię Twoje w tej ptasiej pieśni i w naszej duszy ku Tobie otwartej, jako te ptaki i kwiaty, i Królestwem Twem niech będzie ten zakątek, a wolę Twą uszanujemy, jako ją szanuje wszelkie stworzenie — uznając Twą mądrość, moc i miłość. I ufni jesteśmy, że jako mrówce i kwiatom tak i nam pożywienie zgotuje słoneczny dzień jutrzejszy na Twe rozporządzenie. A winom naszym wybaczaj, Panie, bośmy przed Tobą głupi i mali, i przeto grzeszni.
A nie daj nam, Panie, złą myślą lub czynem zakłócić tego bezludzia, gdzie rządzi Twoje tylko przedwieczne prawo i ład, i zachowaj nas Ojcze — jako robaczka w dłoni — bezpiecznie.
— Amen, amen, amen — świergotały ptaszki, szemrały brzozy, ćwierkały owady — i stłumionym szeptem potwierdzili leśni ludzie. Cichło wszystko, pociemniały tajemniczo gąszcza, gasły barwy.
Ale z nad drzew wystąpił sierp miesiąca i osrebrzył Oblicze Chrystusowe na krzyżu, który od dołu w mgły wtulony — zda się nad ziemią płynął, jak zjawisko.
Ochłodzone rosą powietrze wionęło wonią miodu i balsamu — na brzózkę u krynicy zleciał słowik-lutnista, żabie kapele uderzyły w basetle — bez szelestu krążył