Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Lato leśnych ludzi.djvu/091

Ta strona została przepisana.

— Bywajcie! Chcieliśmy już iść was szukać. Chłopak ustał?
— Blisko tego.
Spotkał ich Rosomak przy furtce.
Pantera cisnął na ziemię worek, kuferek.
— Uf, co tam jest tyle ciężkiego w tym tobole. Macie rekruta. Ja lecę do Hatory i klaczy.
Chłopak znalazł się w jasno oświetlonej izbie, odetchnął bezpieczny, i zaczął się ciekawie rozglądać!
— Pozdrów Królowę! wskazał mu Rosomak obraz.
Przeżegnał się, i ochotnie spytał.
— Może mam co robić?
— Będziesz wszystko robił, jak i my. Tymczasem spocznij na ławie.
— Jak tu cudnie.
— Nie spiesz z zachwytem, aż się wżyjesz, Będziesz mieszkał w sieni. Jutro odzienie i obuwie zmienisz i dostaniesz zajęcie.
— Ciekawym jakie! zawołał Pantera, wchodząc do izby z wiaderkiem mleka.
— A także ciekawym, jak tego nowego przybysza będziemy wołać. Ja już mam dla niego nazwę, — zaśmiał się.
— Jaką! — spytał chłopak.
— Coto! Gdyśmy szli, co krok wołał: co to, co to, co to?
Żuraw postawił na stole misę jakiejś polewki, obsiedli stół.
Chłopak dostał łyżkę drewnianą, kromkę czarne-