Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Lato leśnych ludzi.djvu/188

Ta strona została przepisana.

— Potrafi! — rzekł krótko, zawsze milczący Szczepański.
— Tedy Bartnik borowy jest naszym druhem i towarzyszem rodzonym! — zakończył Rosomak, wyciągając do chłopca prawicę do uścisku.
Powstał Żuraw i Pantera — podali także dłonie, a potem chłopak wyrwał się na boży świat, bo nie chciał, by kto ze starszych widział, że mu z oczu leciały łzy, a w piersi tak się tłukło serce, że słowa nie potrafił wymówić. I odtąd nikt nań nie zawołał: „Jaśku“, boby nikomu nie odpowiedział — ino dla matki czynił wyjątek.
Po tym chrzcie leśnym, mężczyzni wzięli się do klepania kos i Odrowąż rzekł do Rosomaka.
— Widzi się dziecinną zabawkę — ale taką co jej chłopak nie zapomni przez żywot. A pokieruje go w pracy i uchroni od podłości. Dzieciuch Bartnikiem zostanie. Milczał chwilę Rosomak, zapatrzony w klingę kosy — potem się wyprostował, objął oczami rozkochanemi las i niebo.
— Dziecinność! — rzekł zamyślony. — Mnie się zdaje wielkim skarbem, że my tu wszyscy mamy dusze i myśli dziecinne. Może idziemy ku Królestwu Niebieskiemu, wedle Chrystusowych słów obietnicy.